Wszystko wskazywało na to, że tegoroczna Wielkanoc będzie nieudana. Po pierwsze, z powodu pogody. W Wielki Czwartek padał deszcz ze śniegiem, całe święta miały być zimne i mokre.
Ale nie to najbardziej kłopotało niebieskiego zajączka.
Niebieski zajączek miał chandrę. Nie bez powodu był niebieski.
Niebieski i bezużyteczny. Tak o sobie myślał, ponieważ tak mu właśnie powiedziano. Że jest niepraktyczny, robi rzeczy bezużyteczne i nieopłacalne, a właściwie to nic nie robi, do tego łatwo go rozbić, bo wykonano go z bardzo kruchego materiału, i pewnie też sam jest temu winien.
Dotąd niebieski zajączek sądził, że wystarczy, gdy stanie dumnie w koszyku ze święconką obok baranka i jajeczka. A potem będzie ozdobą stołu. Że miło będzie na niego popatrzeć, a może ktoś nawet to doceni i powie, że zajączek jest ładny i pasuje do całości.
Ale to, co kiedyś myślał niebieski zajączek, nie miało już większego znaczenia, ponieważ tegoroczne święta miały być nieudane i bez pogody. W domu było cicho i smutno, bo wszyscy się kłócili. I jeszcze baranek z cukru gdzieś przepadł. Wielkanocne kurczaczki bardzo z tego powodu rozpaczały.
Dlatego niebieski zajączek zdecydował się na desperacki krok. Postanowił wyjść z domu. Ceramiczne zajączki nie robią takich rzeczy, nawet wtedy, gdy w domu jest bardzo cicho i bardzo smutno, lecz nasz zajączek o tym nie wiedział, bo nie znał innych zajączków i nie miał kogo zapytać o radę.
Niebieski ceramiczny zajączek zamarzył o cieple, kwiatach, wiośnie i radości. Dlatego wybrał się do parku. Na próżno rozglądał się za wiosną i kwiatami. Jedyne kwiaty, jakie znalazł, były jak on, z ceramiki.
Nasz zajączek przemierzał park wzdłuż i wszerz. Wspiął się na najwyższą górę, lecz z jej szczytu nie zobaczył niczego, co by go mogło rozweselić.
Na jednym z trawników dostrzegł gałązki jemioły. Skrył się pod jedną z nich, sądząc, że może znajdzie tam miłość i pocałunki, lecz niczego takiego nie poczuł.
Zmęczony i zniechęcony usiadł na ławce w parku, pośród innych takich samych ławek, niespecjalnie ładnych, ale za to jakże praktycznych. Stały te ławki, takie pewne siebie, jedna obok drugiej, solidne, trwałe, może odrobinę bezmyślne, ale i tego zazdrościł im wtedy zajączek – że nie myślą. A zajączek myślał wtedy aż za wiele, m.in. o tym, że ta Wielkanoc nie może być udana.
I wtedy wydarzył się cud.
Nie wydarzył się natychmiast, trzeba było na niego odrobinę poczekać. W stronę zajączka, przez pochmurne niebo, zaczął przedzierać się promyk słońca. Najpierw tylko delikatnie musnął ceramiczne niebieskie futerko. Potem zaczął się w nim odbijać i przeglądać.
Zajączek lśnił i robiło mu się coraz cieplej. Spojrzał w niebo i poweselał. Z nieba spływała na zajączka radość, miłość i spokój, czyli to, czego zajączek najbardziej potrzebował.
Promyk słońca gładził zajączka po grzbiecie, ciało zajączka rozgrzewało się, nabierało życia, aż wreszcie, w środku, zaczęło pukać małe niebieskie serce. Zajączek z radości wykonał w powietrzu małe salto. Popatrzył w niebo z wdzięcznością. I pomyślał, że tegoroczna Wielkanoc, jego Wielkanoc, będzie jednak najszczęśliwsza w życiu. Skoro niebo postanowiło uczynić dla niego cud. Taka wielka sprawa dla małego zajączka. Który jednak nie mógł być bezwartościowy, skoro Niebo zgodziło się go tak hojnie obdarować.
I na Wielkanoc życzę Wam wszystkim promyka prosto z nieba. Bez względu na pogodę. Może taki promyk już dzisiaj Was oświetlił i ogrzał w drodze do pracy albo podczas spaceru. Może nie zwróciliście na niego uwagi. Nie szkodzi, bo to on Was wybrał i będzie w Was działał, nadając świętom prawdziwe znaczenie.
Nasz niebieski zajączek wrócił już do domu, stanął na talerzyku obok kurczaczków i wielkanocnej pisanki. Stoi dumnie, z przeświadczeniem, że już nic nie może go zranić. Przecież wyróżniło go samo Niebo.