Pąsowa róża

dyskusja: Brak komentarzy
Miłość przyszła nocą, jak demon, i zmieniła wszystko. Straciłam dawną siebie. Minione rozczarowania zostały daleko w tyle, jak cienie. Przestały być potrzebne. Twoje spojrzenie rozpuściło wszystkie smutki. Patrzyłam jak ulatują w blasku świec, smużki dymu wędrujące w stronę kryształowego żyrandola.
       Nie miałam już dokąd pójść i nie chciałam iść. Tyle w życiu chodziłam, bez pomysłu, bez celu. Więc tylko wpatrywałam się w Ciebie, licząc, że będziesz tym stałym punktem we wszechświecie, wokół którego uda mi się zbudować wreszcie coś trwałego. Ale odszedłeś, pospiesznie. Może wystraszyły Cię moje oczy zawierające zbyt wiele pragnień?
       Została mi róża. Duża, pąsowa. Stoi dalej na stoliku, pod kryształowym żyrandolem. Stoi już tyle dni i nie więdnie. Przypomina mi o Tobie. Mogę wpatrywać się w nią godzinami, bo gdy tak patrzę, widzę Ciebie tamtego wieczora, gdy mi ją wręczałeś. Słyszę dźwięki pianina z tamtej knajpki, gdzie jedliśmy kolację. Czuję na ciele chłodny dotyk atłasowej sukienki. A w ciele rozedrganie, jak po gorącej kąpieli.
       Tyle już dni minęło, a róża wciąż wygląda świeżo, okazale. Patrzę na nią, zazdrośnie. Patrzę podejrzliwie. Ostrożnie rozchylam palcami płatki, zaglądam do pręcików, do kielicha. Szukam dowodów na to, że jest prawdziwa. Ostrożnie wącham. Pachnie subtelnie, ledwie wyczuwalnie, ale to jednak róża. Żywy kwiat. Kaleczę się o jeden z kolców. Specjalnie. Chcę mieć pewność i ta pewność boli. Miejsce po ukłuciu lekko krwawi. Ale to trwa zaledwie chwilkę. I dalej pąsowa róża stoi na stoliku pod kryształowym żyrandolem. Odrobinę pomięta, zmierzwiona przez moją ciekawość.
       Mijają miesiące, a róża nie więdnie. Wokół meble pokrywają się grubą warstwą kurzu, biegam wtedy ze ściereczką, doprowadzam stolik do ładu, a róża czerwieni się, obojętna, zawsze tak samo soczyście czerwona. Złości mnie jej doskonałość. Raz, niby to przypadkiem, strącam wazon ze stolika na podłogę, ten z brzdękiem uderza o posadzkę, rozpada się na większe i mniejsze kawałki, żałośnie wyglądające mokre skorupy. Róża wychodzi z tego incydentu bez szwanku. Podnoszę ją z ziemi, troskliwie, przerażona tym, co właśnie zrobiłam. Czy to możliwe, żebym chciała się jej pozbyć? Mojego najpiękniejszego wspomnienia, mojej najgorętszej miłości? Drżącymi palcami, z poczuciem winy, wstawiam różę do butelki po wodzie mineralnej, a następnego dnia idę specjalnie do sklepu po nowy wazon.
       I stoi teraz pąsowa róża w nowym wazonie, ładniejszym i przestronniejszym, choć nie wiem, czy robi jej to jakąkolwiek różnicę. Wciąż jest piękna. Czasami gdy patrzę na siebie w lustrze, myślę, że to ja więdnę, nie ona. Więdnę za nią. Ale to głupia myśl i odsuwam ją od siebie jak najdalej.
       Mijają lata, a róża wciąż jest piękna. Już nie stoi na stoliku, lecz na półce, w rogu pokoju, obok książek i bibelotów, pamiątek z podróży i zdjęć, na których jestem młodsza, ładniejsza i bardziej uśmiechnięta. Przestawiam wazon z różą tylko podczas sprzątania: zmieniam wodę, wsypuję do niej odrobinę cukru, żeby osłodzić róży to monotonne życie ze mną.
       Czy jest mi smutno samej? Czy gorzknieję w tym domu, za jedyne towarzystwo mając kwiat? Wcale nie. Oczywiście, nie chciałam, żebyś odszedł. Zaplanowałam nam więcej czasu razem, całe życie we dwoje. I miało być co dzień tak jak tamtego wieczora: blask świec, dźwięki pianina i ta czułość, której nie potrafię opisać, dlatego milczę o niej. Wolałabym właśnie tak, gdybym miała wybór. Gdybym była wróżką o czarodziejskich mocach, tak bym to właśnie dla nas zaplanowała.
       Ale nie jestem istotą z bajki i to nie ja wybierałam.
       Może gdybym miała tę moc, by Ciebie wtedy zatrzymać, zostałbyś ze mną. Siadalibyśmy wtedy rano do stolika pod kryształowym żyrandolem, pijąc kawę. Rozmawialibyśmy o naszych marzeniach i planach. Dodawalibyśmy sobie otuchy i wiary w siebie, projektując własne światy. Ale może z czasem przestałbyś mnie zauważać. Przestałbyś na mnie patrzeć, przestałbyś do mnie mówić. A pąsowa róża kwitłaby jeszcze przez jakiś czas w wazonie, a potem zwiędła, jak zwyczajna róża. I wszystko by się między nami skończyło. I to byłby najgorszy z finałów dla tej historii.
       Dlatego nie użalajcie się nade mną, nie współczujcie mi. Dbajcie o własne kwiaty.