Działo się to w czasach prehistorycznych, zanim jeszcze wymyślono internet. Człowiek dopiero co porzucił tułanie się po lasach na rzecz rozsądniejszego mieszkania w domu. Towarzyszył mu wtedy pies i to na psa spływały wszystkie dobrodziejstwa wynikające z osadniczego trybu życia. Pies mógł więc niekiedy przespać się w ciepłej izbie i posmakować resztek z obiadu. Psu to całkowicie wystarczało.
Gdy pies korzystał już ze zdobyczy cywilizacji, koty dalej żyły w naturze, żywiąc się tym, co złowiły i sypiając tam, gdzie im się podobało. Z takim trybem życia wiązała się niesamowita wolność, ale też pewne niedogodności, czego koty były świadome, odkąd pierwszy z nich zakradł do ludzkiego domu i zobaczył tam wysypiającego się w najlepsze sytego, zadowolonego psa (kot poczuł wtedy ukłucie zazdrości i w odwecie przyjął nieco pogardliwy wyraz pyszczka; wspomnienie tamtej pogardy pokutuje do dziś w społeczności kotów sprawiając, że ich relacje z psami często nie układają się dobrze).
To nie tak, że człowiek nie próbował udomowić kota. Od wieków po tym świecie chodzili ludzie żywiący do kotów instynktowną i nieodpartą czułość, wydawało się jednak, że kotu nie wypada z niej korzystać. Jeśli bowiem pies radośnie godził się na to, że ma pana albo panią, kot absolutnie nie zamierzał tego tolerować. Kot mógł zamieszkać jedynie w miejscu, gdzie sam byłby sobie panem (albo panią).
Mało brakowało, a ten stan rzeczy trwałby do dziś, gdyby nie pewne szczęśliwe dla kotów i ludzi zdarzenie. W chłodny listopadowy dzień, szary puchaty kot zawędrował w okolice ludzkiego domu i z ciekawością zajrzał do środka. Zobaczył wygrzewających się przy palenisku kobietę z dziećmi i dwa psy: dużego biszkoptowego poczciwca i małego rudego szczekacza. Kobieta dostrzegła kota i natychmiast zaprosiła go do środka. Zrobiła to bardzo uprzejmie, więc kot nie dał się długo prosić.
Dom od razu przypadł mu do gustu: polubił zapachy z kuchni, usypiający odgłos pralki, gwar rozmów i dźwięki gitary, na której czasami grywał syn. A już zdecydowanie najlepszy był bałagan w pokoju córki, w którym można było się radośnie zakopać.
– Dobrze, zostanę – powiedział wreszcie pojednawczo kot, słusznie podejrzewając, że zaraz wszyscy go o to poproszą. – Zostanę tu jednak pod warunkiem, że będę rządzić. Jako wolny kot mam prawo niepodzielnie rządzić miejscem, w którym sypiam.
Strapili się wszyscy mieszkańcy domu. Chociaż bardzo chcieli, by puchaty szary kot z nimi został, nie byli gotowi zgodzić się na jego autorytarne rządy. Strach pomyśleć, czego też mógłby kiedyś zażądać kot, gdyby przyznano mu absolutną władzę.
– Niestety nie jesteśmy gotowi zgodzić się na ten warunek – oznajmiła kobieta. – W tym domu jesteśmy sobie równi i chcemy by tak było dalej. Ale mam pomysł.
I wtedy kobieta wyciągnęła ze schowka pod schodami kartonowe pudełko.
– Jeśli koniecznie musisz niepodzielnie rządzić miejscem, w którym sypiasz, ofiarowuję ci to pudełko. Będzie niepodzielnie twoje i nikt poza tobą nie będzie miał prawa do niego wchodzić.